WYWIADY

Wywiad z soke Takayuki Kubota z 2001 r.

Soke Kubota jest uznawany obecnie za jednego z najlepszych instruktorów sztuk walki na świecie. Jest często wzywany przez służby mundurowe na całym świecie by dzielił się swoim doświadczeniem w walce wręcz i użyciu PR-24 (pałki policyjnej z poprzecznym uchwytem). Jako wynalazca przyrządu do samoobrony Kubotan, naucza zarówno cywilnego jak i policyjnego posługiwania się nim. Umiejętności soke Kuboty były wykorzystywane w wielu filmach takich jak Elita zabójców, Wschodzące słońce, Protokół czy W potrzasku.

DOSHIN: Kiedy zacząłeś swój trening sztuk walki?

SOKE: Mój ojciec był najprawdopodobniej moim pierwszym nauczycielem. Uwielbiał on kendo. Nauczył mnie podstaw judo kiedy byłem bardzo mały….bez gi, tylko z obi (pasem).

Podczas II Wojny Światowej dwóch żołnierzy stacjonowało w naszej wiosce. Każda miejscowość miała zajmować się kilkoma żołnierzami by wesprzeć wojenny wysiłek. Nie mieliśmy zbyt wiele by się podzielić ale zdołaliśmy dać im podstawowe rzeczy…jedzenie, schronienie. W zamian nauczali oni nas podstaw To-Te. Jeden z nich nazywał się Terada, drugi Tokunaga. Nie sądzę by byli oni jakimiś mistrzami czy coś w tym rodzaju. Po prostu pokazali nam podstawy, tsuki i trochę kopnięć.
Pamiętam jednego dnia pokazywali nam jak trzymać ostrą skałę w rękach by robić „mocniejsze” tsuki. Miałem wtedy chyba 5 lat…powiedzieli mi, żebym zdobył długi ostry kawałek skały, by mógł być użyty jako nóż.
Trening był bardzo, bardzo podstawowy…głównie uderzenia i ciosy. Nie pokazywali nam zbyt dużo kopnięć.
Kontynuowałem trening samodzielnie. Zacząłem praktykować własny rodzaj medytacji. Miałem 5 czy 6 lat… moja mama musiała myśleć, że zwariowałem. Znikałem w nocy i wychodziłem do lasu, w górzysty teren za naszym domem i medytowałem. Nie śpiewałem ani nic z tych rzeczy…tylko koncentrowałem się.

DOSHIN: Co robiłeś po tym jak wojna się skończyła?

SOKE: Wbiłem sobie do głowy, że muszę pojechać do Tokio. Nie jestem pewien dlaczego…po prostu czułem, że powinienem to zrobić. Moim rodzice byli zmartwieni. W końcu byłem bardzo młody, miałem 13 lub 14 lat…byłem tylko wiejskim chłopakiem.
Moja mama powiedziała, że jeżeli taki jest mój wybór to niech jadę…ale nie będę mógł wrócić. Nie ma drogi powrotnej. Kiedy patrzę na to teraz zdaję sobie sprawę jak takie rzeczy ukształtowały mój sposób myślenia. Dokonujesz wyboru…poświęcasz się dla tej decyzji i podążasz zgodnie z nią ze stuprocentowym wysiłkiem. Pomogło mi to stać się lepszym praktykiem sztuk walki…mocniejszą osobą.

DOSHIN: To musiała być niezła wycieczka do Tokio!

SOKE: Mój ojciec dał trochę pieniędzy konduktorowi by ten pozwolił mi wślizgnąć się do pociągu. Moja rodzina dała mi niewiele pieniędzy, trochę jedzenia na podróż i życzyła mi szczęścia. Jeden z moich braci pojechał ze mną aż do końca Kyushu. Potem byłem w zasadzie zdany na siebie.
Miałem straszną chorobę lokomocyjną…nigdy wcześniej nie jechałem pociągiem. Nadal pamiętam całą podróż…nic tylko nudności!

DOSHIN: Czy znałeś kogoś tam?

SOKE: Mój ojciec napisał do przyjaciela I poprosił go by ten jakoś się mną zajął. Pamiętam jak stałem na tokijskiej stacji…i szukałem kogoś, kogo nigdy wcześniej nie spotkałem!
W każdym razie…w końcu znaleźliśmy się po wielu zagadkowych spojrzeniach. Zabrał mnie do swojego „domu”…ale była to raczej buda! Trzeba mieć na względzie tamte czasy…nikt nie miał niczego w nadmiarze. Dzielił się ze mną swoim domem i jedzeniem.

DOSHIN: Jakie było wtedy Tokio?

SOKE: Po wojnie był bałagan. Amerykańscy żołnierze byli wszędzie. Nie pamiętam zbyt wielu japońskich budynków, ale pamiętam “kamaboko”…wydawało się, że amerykańskie baraki z blachy falistej były wszędzie.
Pamiętam stanie w kolejce po jedzenie. Niektóre firmy próbowały pomagać podarowując rzeczy…jednodniowy chleb czy coś podobnego. Wstawałem o 3 lub 4 nad ranem by zająć dobre miejsce w tej jednej kolejce…po chleb, o ile się nie mylę. Ale firma próbowała pomagać w pierwszym rzędzie rodzinom. Dawali kupony miejscowym rodzinom. Moja rodzina była w Kumamoto, więc nie miałem żadnych kuponów. Bez kuponów, bez chleba. Rozumiałem to. Niektórzy ludzie próbowali wykorzystywać sytuację, ale ja przychodziłem i przychodziłem. W końcu zrozumieli w jakiej jestem sytuacji i dali mi trochę chleba.
Wszystko było całkiem pogmatwane. Wiele osób było w gruncie rzeczy bezdomnych…włóczących się dookoła…próbujących przetrwać.

DOSHIN: Trenowałeś?

SOKE: Oczywiście! Nie ważne co się działo zawsze znajdowałem czas by ćwiczyć. Nadal tylko podstawy, ale zawsze trenowałem.

DOSHIN: Jak zostałeś zaangażowany przez policję?

SOKE: Byłem w okolicy jednego z Koban (posterunek policji) gdy wybuchła sprzeczka. W pewien sposób wyciągnąłem policjantów z tarapatów. Spotkałem wtedy detektywa, który nazywał się Karino. Do dzisiaj z nim rozmawiam.
Karino wziął mnie pod swoje skrzydło i bardzo mi pomógł. Jako pierwszy zabrał mnie do prawdziwego dojo (sali ćwiczeń). To był chiński mistrz…Tsai. Miał swoją Szkołę Rodzajów. Oglądałem go godzinami. Wydaje mi się, że to właśnie od Tsai’a zacząłem podchwytywać niektóre z moich pomysłów dotyczących kolistych ruchów.

DOSHIN: Karino również pomógł ci z twoimi obecnie sławnymi technikami batonem (pałką policyjną), czyż nie?

SOKE:
On pomógł mi wtedy zwrócić uwagę odpowiednich osób na moje techniki. Już wtedy uczyłem się i ćwiczyłem batonem lub krótkim kijem przez wiele lat. Zawsze były jakieś kije wokół. Wydawało się, że jest to całkiem naturalna broń. Myślę, że może Terada lub mój ojciec pokazali mi podstawy. Wziąłem to stamtąd…i zmieniłem w mój własny styl.

Karino przedstawił mnie osobom, którym podobało się moje podejście do sztuk walki. Przez to musiałem dzielić się swoimi pomysłami z większą liczbą policjantów. To pomogło mi udoskonalić moją własna sztukę. Bardzo dużo poświeciłem na badania…jak wy to mówicie…na stanowisku pracy!

DOSHIN: Zawsze starałeś się dowiedzieć więcej o sztukach walki?

SOKE: Tak, przez przyjaciół takich jak Karino spotkałem innych praktyków sztuk walki. Nie tylko karateków…zapaśników, aikidoków, judoków…trenujących sztuki walki każdego rodzaju.
To były ciekawe czasy. Spotkałem pana Toyama z Shudokan I zacząłem patrzeć na jego pomysły i metody. Oglądałem kata…w zasadzie nie trenowałem z jego uczniami…tylko obserwowałem i uczyłem się.

DOSHIN: Spotkałeś również pana Konishi z Ryobu-kai w tym czasie?

SOKE: Tak, zostałem przedstawiony panu Konishi przez wspólnego przyjaciela. Zaprosił on mnie na swój trening. Było tak samo jak z panem Toyama. Oglądałem trening i podłapywałem rzeczy. Podobała mi się ta technika lub ten pomysł. Wracałem do swojego własnego dojo i wypróbowywałem. Utrzymywałem kontakt z panem Konishi przez wiele lat. Wpadał on do mojego dojo w Los Angeles czasami.

DOSHIN: Obserwowałeś również zapaśników?

SOKE: Tak, ale nie byli oni tacy jak ci obecnie. Większość z nich była dosyć twarda. Miałem pewnego ulubionego… Rikidōzan. Był bardzo znany wtedy. Ludzie gromadzili się wokół niewielu jeszcze wtedy telewizorów i oglądali jego walki. Zawsze chciałem go poznać. Moi przyjaciele powiedzieliby, że oszalałem….był on wielka gwiazdą.
W końcu dostałem szansę pewnego dnia, choć jego ochroniarz chciał wkroczyć. Pewnie myślał że jestem szalony! W każdym razie zaczęliśmy rozmawiać i zaprzyjaźniliśmy się. Rozmawialiśmy godzinami o treningu i sztukach walki. Dzięki niemu poznałem Mas Oyamę i innych.

DOSHIN: Jaki był Oyama?

SOKE: Pan Oyama był równie zwariowany na punkcie sztuk walki jak ja, więc pozostawaliśmy w dobrych stosunkach.

DOSHIN: O ile się nie mylę, użył on twojej ręki w jednej ze swoich książek?

SOKE: Tak, wymienialiśmy się pomysłami i metodami treningu kondycyjnego, na makiwarze i podobnymi rzeczami. Pewnego dnia powiedział mi, że chce użyć mojej dłoni w książce o karate. Nie wiedziałem co myśleć, ale zgodziłem się. Tak więc w jednej z jego książek o Kyokushinkai jest zdjęcie moje dłoni jako przykład.

DOSHIN: Spędziłeś również trochę czasu jako osobisty ochroniarz Edwina Reischauer’a, ambasadora USA?

SOKE: Spotkałem go pewnego dnia przez innego wspólnego przyjaciela. Był on dobrym człowiekiem. Zrobił bardzo dużo w tych wczesnych latach by pomóc USA i Japonii nawiązać przyjacielskie relacje. Dzięki panu Reischauer’owi i jego żonie pierwszy raz zetknąłem się z amerykańską kulturą i ludźmi.

DOSHIN: Powiedziałeś kiedyś, że pomogło ci to ewoluować jako praktykowi sztuk walki, jak więc?

SOKE: Moja ewolucja jako praktyka sztuk walki jest czymś cały czas trwającym. Zawsze staram się być lepszy. Dzięki mojemu doświadczeniu z ambasadorem zacząłem myśleć nad trudnościami jakie stwarza obcowanie z różnymi kulturami.
Kiedy pracuję ze służbami mundurowymi, musze zawsze pamiętać kim są ci ludzie…jaka jest ich kultura…co jest, a co nie jest do przyjęcia. Technika którą w Japonii zastosowałbyś bez zastanowienia, może być poważną sprawą w Ameryce, Francji czy gdziekolwiek. Wszystko zależy od okoliczności.

DOSHIN: Czy mógłbyś rozwinąć?

SOKE: Jedną z pierwszych rzeczy jaką robię gdy trenuję służby mundurowe jest spytanie się o zasady. „Po prostu powiedzcie mi jakie są zasady!” mówię do nich. Mogę zdecydować jakiego typu techniki są odpowiednie dla tej określonej agencji. Pełno ludzi, którzy myślą, że mogą szkolić policję nie bierze tego zupełnie pod rozwagę.

DOSHIN: To jest coś na co próbujesz zwrócić uwagę w swoich książkach.

SOKE: Tak, nie ma takiej techniki, która zadziała w każdej sytuacji. Każda sytuacja jest wyjątkowa. Jest po prostu za dużo zmiennych. Sam czynnik wielkości może wszystko zmienić. Kiedyś było tak, że wszyscy policjanci byli dużymi mężczyznami. Teraz policjant może być niski, może być wysoki. Trzeba dostosowywać technikę.
W mojej książce Close Encounters (Bliskie spotkania) chciałem pokazać różne poziomy siły, jakiej można użyć. Chciałbym by praktycy sztuk walki i inni ludzie zrozumieli, że jest to skomplikowana sprawa. Musisz mieć dostęp do technik z każdego poziomu. Technik kontrolujących, siłowych…wszystkich. Nie chodzi tu tylko o policjantów. Są sytuacje na ulicy kiedy nie chcesz uderzyć kogoś. Jest to nieodpowiednie. Wtedy musisz znać techniki kontrolujące.

DOSHIN: Ostatnio policja ma problemy z tego typu kwestiami. Czy masz jakieś zdanie na ten temat?

SOKE: Bycie policjantem w USA to jedna z najtrudniejszych prac jakie można sobie wyobrazić. Rzeczy które są tutaj powszechne mają wpływ na sytuację. Policjant nie może być obojętnych wobec broni, środków przeciwbólowych i innych podobnych kwestii. Są to rzeczy, które nie są tak powszechne w innych kulturach.
Policja wszędzie potrzebuje więcej szkolenia. Powinno ono zawierać wszystko od bardziej spójnego treningu sztuk walki do umiejętności doradczych…no wiesz…”ludzkich” umiejętności, próbować po prostu porozmawiać. Jednak ludzie muszą sobie zdawać sprawę z tego, że zawsze będą sytuację kiedy policjant musi bronić siebie lub jakiegoś niewinnego przechodnia.